
Coraz częściej słyszę, że „nie interesuję się polityką”.
Mówią to znajomi, sąsiedzi, czasem nawet osoby kandydujące w wyborach samorządowych.
Zapewniają, że chcą być „z dala od polityki”, że interesują ich wyłącznie „sprawy lokalne”, że chcą działać „dla ludzi, nie dla partii”.
Brzmi to niewinnie, a nawet szlachetnie – ale czy naprawdę da się żyć z dala od polityki?

Stephen D. Tansey, autor książki „Nauki Polityczne”, napisał kiedyś, że polityka towarzyszy nam od momentu, gdy otwieramy oczy.
Budzisz się rano, wstajesz z łóżka – a testy, które musiał przejść Twój materac, określa ustawa.
Sięgasz po paczkę płatków – skład i sposób oznakowania reguluje rozporządzenie. Kupując rano kawę, płacisz cenę ukształtowaną przez decyzje dotyczące podatków, ceł i umów handlowych.
Posyłając dziecko do szkoły, realizujesz program i zasady ustalone w ministerstwie edukacji. Każdy z tych przykładów to efekt decyzji politycznych.
Decyzji, które ktoś kiedyś podjął w Sejmie, Senacie, Parlamencie Europejskim.
Niezależnie od tego, czy głosowaliśmy, czy nie, czy się interesujemy, czy wolimy „trzymać się z daleka” – te decyzje i tak nas dotyczą.
W powszechnym odbiorze słowo „polityka” budzi emocje: kłótnie, kampanie, podziały.
Dlatego wiele osób od niej ucieka, utożsamiając ją wyłącznie z negatywnymi zachowaniami.
A przecież polityka w swoim pierwotnym znaczeniu to sztuka wspólnego zarządzania sprawami publicznymi.
To decyzje o tym, jak dzielimy środki, jakie wartości stawiamy na pierwszym miejscu, jak kształtujemy nasze otoczenie. Trzymając się z daleka od polityki, w rzeczywistości oddajemy głos tym, którzy nie mają takich oporów.
Pozostawiamy im prawo decydowania o naszych podatkach, edukacji, prawach pracowniczych, jakości powietrza, ochronie zdrowia.
Nawet na poziomie samorządowym nie da się być „poza polityką”.
Kiedy gmina decyduje o budowie ścieżki rowerowej, o dopłatach do żłobków, o planie zagospodarowania przestrzennego – to również decyzje polityczne.
To właśnie tam polityka spotyka się z codziennością, z naszymi potrzebami, z realnym życiem.
Nie chodzi o to, by każdy z nas został działaczem czy politykiem.
Chodzi o świadomość, że polityka to nie „oni” – to my.
To rozmowa, kompromis, wybory, decyzje.
Trzymając się z daleka, milcząco akceptujemy decyzje innych.
A przecież lepiej współdecydować – nawet jeśli tylko przez rozmowę, udział w konsultacjach, głos w wyborach czy lokalnej dyskusji.
💬 Bo polityka zaczyna się nie w parlamencie, ale przy kuchennym stole, w rozmowie o tym, jak chcemy żyć.